Odkąd w gazetach pojawił się artykuł, dotyczący
nieudolności miejscowej policji, komisarz Eryk Morawski nie mógł zasnąć. Już od
jakiegoś czasu cierpiał na bezsenność, ale tym razem myśli krążące w jego
głowie nie dawały mu spokoju. Ostatnimi
czasy każdej nocy budził się wielokrotnie, po czym wczytywał się w akta
prowadzonej sprawy, które dotyczyły morderstwa młodej dziewczyny. Próbował dojrzeć
w protokołach czegoś, co pomogłoby mu ruszyć na przód. Był jednak bezsilny i
nie mógł sobie z tym poradzić. Młoda kadra funkcjonariuszy policji również
wydawała się być bezużyteczna. Komisarz zastanawiał się nad powołaniem
specjalnej jednostki, by sprostać tak zawiłej sprawie. Nie mogło ujść na sucho
takie przewinienie, jakim było morderstwo. Ktoś musiał zapłacić za śmierć
niewinnej dziewczyny. Nie zasługiwała na taki los, pomyślał
komisarz, marszcząc brwi. Wpatrywał się w fotografie z miejsca zbrodni,
rozmyślając o swojej córce, która równie dobrze mogłaby być na miejscu ofiary.
Morawski starał się przegonić złe myśli i skupić się na sprawie. Mimo to,
dziewczyna wciąż była podobna do jego córki i sam zastanawiał się, czy jego
dziecko jest teraz bezpieczne. Wydzwaniał do niej wielokrotnie, by upewnić się,
że wszystko było w porządku, ale matka dziewczynki zapewniała, że dwunastolatka
ma się świetnie.
Ku jego (nie)szczęściu odnalezione ciało należało do Alicji Montgorzańskiej, młodej nastolatki. Morderca zadał sobie wielu trudu, by pozbyć się wszelkich śladów, czy odcisków. Być może to policja zawiodła przy oględzinach? Może coś przeoczyliśmy, coś naprawdę znikomego, ale jakże istotnego w sprawie? Takie pytania krążyły w głowie komisarza, gdy usilnie przeglądał dokumentację o drugiej nad ranem. Chwycił za stojącą na parapecie butelkę bourbona i nalał do szklanki, a następnie upił porządny łyk, krzywiąc się przy tym. Nie był zwolennikiem alkoholu, ale od czasu do czasu zdarzało mu się wypić odrobinę, gdy coś go trapiło. Lecz tym razem sprawa była poważniejsza i jedna szklanka trunku już nie wystarczała.
Ku jego (nie)szczęściu odnalezione ciało należało do Alicji Montgorzańskiej, młodej nastolatki. Morderca zadał sobie wielu trudu, by pozbyć się wszelkich śladów, czy odcisków. Być może to policja zawiodła przy oględzinach? Może coś przeoczyliśmy, coś naprawdę znikomego, ale jakże istotnego w sprawie? Takie pytania krążyły w głowie komisarza, gdy usilnie przeglądał dokumentację o drugiej nad ranem. Chwycił za stojącą na parapecie butelkę bourbona i nalał do szklanki, a następnie upił porządny łyk, krzywiąc się przy tym. Nie był zwolennikiem alkoholu, ale od czasu do czasu zdarzało mu się wypić odrobinę, gdy coś go trapiło. Lecz tym razem sprawa była poważniejsza i jedna szklanka trunku już nie wystarczała.
Nazajutrz wieczorową porą komisarz miał spotkać się z
komendantem jednostki, który miał udać się na ważną delegację kawał drogi od
miasteczka. Odtąd to komisarz miał dowodzić całą sprawą bez konsultacji z
przełożonym, z racji bycia zastępcą komendanta. To jeszcze bardziej go
przytłaczało, przez co ostatnio. Komisarz musiał sam sobie ze wszystkim
poradzić. Sprawa, którą prowadził wciąż ciągnęła się, a komendant liczył na jej
szybkie rozwiązanie. Wierzył w Morawskiego i bez wyrzutów sumienia mianował go
głównodowodzącym. Morawski zgodził się, gdyż nie miał wyjścia, aczkolwiek nie
zdawał sobie sprawy z jakimi obowiązkami to się wiązało. Mimo wszystko
przyrzekł, że zrobi wszystko, co w jego mocy, by dorwać winnego i zakończyć
sprawę należycie.
- Komisarzu Morwaski! Panie
komisarzu! - Rozległ się kobiecy krzyk na korytarzu. Morawski obrócił się na
pięcie i przed oczami dostrzegł drobnej bodowy, sierżant Amandę Burza.
Zatrzymał się, spoglądając na kobietę. W ręku trzymał kubek z kawą, która nieco
rozlała się, gdy odwrócił się w stronę młodej sierżant.
- Cholera jasna, a niech to...
- burknął pod nosem, spoglądając na tworzące się na jasnych spodniach plamy. -
O co chodzi? Nie mam teraz czasu na żadne pierdoły. Zresztą zobacz, cholerna
kawa. Dobrze, że nie była tak gorąco - mruknął, przecierając spodnie. - Spieszę
się na spotkanie z komendantem. Dobrze wiesz, że zaraz wyjeżdża - rzucił
oschle. Już od samego rana miał jakże zły humor, kiedy to obudził się z lekkim
bólem głowy, który jeszcze bardziej potęgował posępny nastrój. Sierżant cofnęła
się nieco i otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale zawahała się przez moment,
wpatrując się w rozlaną kawę i plamy.
- Chciałam tylko oznajmić, że
mamy nowe zgłoszenie. Wisielec. To znaczy… zgon przez powieszenie. Młoda
dziewczyna - wymamrotała, unikając kontaktu wzrokowego z komisarzem. On
zmarszczył brwi jeszcze bardziej, a na jego czole pojawiła się pokaźna
zmarszczka. Podrapał się po głowie i chrząknął.
- Przecież wiecie, co macie
robić. Ktoś już tam pojechał, tak? - spytał, bagatelizując sprawę. Miał
ważniejsze sprawy na głowie, niż jakiś tam wisielec. Chociaż zastanawiał go fakt,
iż sierżant wspomniała o młodej dziewczynie.
- Tak. Komisarz Noel i sierżant
Kaszmir są już na miejscu z ekipą. Technicy i lekarz sądowy są w drodze -
obwieściła, zerkając ukradkiem na zmęczoną twarz komisarza. Chciała szybko
ulotnić się, gdyż wiedziała, że przełożony nie był w nastroju.
- Więc w takim razie, gdzie
jest problem? Mam naprawdę ważniejsze sprawy na głowie. Załatwcie to -
powiedział i przełknął ostatni łyk zimnej kawy, jaki jeszcze mu pozostał.
- No właśnie o to chodzi, że
ofiara została potraktowana w podobny sposób, co poprzednia. Kaszmir wspomniał o
ustach, a raczej...
- Co takiego? - przerwał jej
wypowiedź, wbijając w nią wzrok. Zdziwił się, przypominając sobie młodą Alicję
Montgorzańską, która została uduszona, ale sprawca podciął jej nadgarstki i
odciął w dziwny sposób usta. - Jesteś pewna? - Sierżant skinęła głową.
- Tak - rzuciła krótko. -
Wyraźne podobieństwo do poprzedniej ofiary.
- Cholera... - syknął Morawski.
- Niech ekipa robi, co do niej należy. Zleć w moim imieniu sprawdzenie tego
również pod kątem podobieństw do poprzedniej ofiary. Musimy wykluczyć próbę
upozorowania podobieństwa. Być może ktoś zrobił tylko taki dowcip, by upodobnić
całą sytuację do morderstwa tej dziewczyny. Ustalcie to i dajcie mi znać.
Informujcie mnie na bieżąco, gdy czegoś się dowiecie. Ja muszę iść na
spotkanie.
- Tak jest.
- Weź Klintona i zajmijcie się
przesłuchaniami - obwieścił, po czym udał się na drugie piętro, gdzie oczekiwał
go komendant w swoim biurze. Zdenerwowany całą sytuacją i tym, że jego kawa
wylądowała na spodniach, powędrował z ponurą miną na rozmowę.
- Eryk, w końcu pokusiłeś się,
żeby łaskawie odwiedzić moje biuro. Ja naprawdę się spieszę, a chciałbym
wytłumaczyć ci jeszcze pewne kwestie - oświadczył komendant Ros na wejściu i
podrapał się po zaroście. Był wysokim, postawnym mężczyzną, prawdopodobnie
najwyższym w całym komisariacie. Palił cygara, przez co większość osób nie
lubiła przebywać w jego otoczeniu, gdyż buchał dymem jak stara lokomotywa.
Teoretycznie palenie na terenie budynku było zakazane, jednak nikt nie chciał
wdawać się w konflikty z komendantem. W powietrzu unosiła się mętna łuna od
dymu, a sofa i reszta umeblowania przesiąknięta była specyficznym zapachem. Morawski
zdążył już przywyknąć, gdyż sam palił papierosy, ale ilość nikotyny w gabinecie
komendanta nawet jego czasem przerażała.
- Amanda mnie zatrzymała. Mamy
kolejne zgłoszenie - oznajmił spokojnie komisarz i zamknął za sobą drzwi. Komendant
zerknął na jego spodnie i uniósł kąciki ust.
- Co z twoimi spodniami? - zagadnął.
- Spieszyłem się - rzucił
Morawski i machnął ręką. Nie masz jednego dla mnie? - zapytał, wskazując na
cygaro.
- Myślałem, że nie palisz tego
szajsu.
- Dzisiaj naszła mnie ochota - obwieścił.
Komendant otworzył szufladę, wertując plik dokumentów i po chwili wyjął grube
cygaro. - I co powiesz o ostatnim zgłoszeniu?
- Nic na razie nie wskazuje na
to, że mamy powiązanie z poprzednią sprawą. Dyżurny przekazał mi informację o
wisielcu - powiedział Ros, pakując stosik papierów do teczki. Morawski obawiał
się, iż mogło być inaczej, aczkolwiek nie widział sensu, by przekomarzać się
przełożonym. Sprawa była w toku, jednak głęboko miał nadzieję, iż to zupełnie
inny przypadek.
- No tak, może i masz rację -
obwieścił półszeptem. Komendant spojrzał na niego, lustrując jego postać.
Morawski zapalił cygaro i zaciągnął się porządnie, wydmuchując chmurę dymu w
stronę uchylonego okna.
- Coś kiepsko wyglądasz, Eryku
- odparł.
- Ta cholerna sprawa nie daje
mi spokoju. Pierwszy raz od kilkunastu przydarzyło mi się coś takiego.
- Nie załamuj mnie, Morawski.
Ustaliliście coś w końcu? - spytał przełożony. - Dobrze wiesz, że prasa
zasypuje nas pytaniami, a ja nawet nie mam informacji dla rzecznika, Na litość
Boską, musicie ruszyć w tej sprawie! - dodał, strzelając teczką o blat biurka,
po czym usiadł na krześle.
- Nie dajemy rady.
Przesłuchaliśmy już wszystkich powiązanych ze sprawą, mamy narzędzie zbrodni.
Stoimy w miejscu, a zagadka jest wciąż nierozwiązana. Brak podejrzanych, jakby
zabójca zapadł się pod ziemią. Dziewczyna nie miała żadnych wrogów, była
wzorową uczennicą. Żadnych odcisków palców. Tylko specjalista jest zdolny do
takich rzeczy. Zaskakuje mnie niewiedza w tej sprawie - odparł komisarz i
przetarł oczy, które szczypały go po nieprzespanej nocy. Był jakże zmęczony,
ale starał się to ukryć. Niestety bezskutecznie. Jego twarz zdradzała wszystko.
- Jak to sobie teraz
wyobrażasz? Obiecałeś mi, że złapiecie tego drania. Pokotów to naprawdę mała
dziura, a wkrótce ludzie zaczną się bać wychodzić z domów po zachodzie słońca.
Nie może do tego dojść i doskonale o tym wiesz.
- Wiem, Ronaldzie. Myślałem nad
powołaniem kogoś, kto pomógłby nam odnaleźć sprawcę - mruknął komisarz,
spoglądając na Rosa, który zamyślił się na chwilę.
- Rób, co trzeba. Od teraz ty
przejmujesz to gówno. Po moim powrocie chcę zastać komendę w takim porządku, w
jakim ją zostawiam, dlatego masz zająć się wszystkim, Eryku - zakomunikował
komendant, a następnie rzucił okiem na zegarek, który wskazywał godzinę
czternastą pięć. - Jestem spóźniony. Powinienem być już w taksówce. Resztę
ważnych rzeczy przekażę ci telefonicznie. Ach, no i żadnych pism do Komendy
Głównej. Załatw tę sprawę sam, Morawski. Jak będą chcieli jakieś wyniki, daj im
to, czego chcą, albo niech nam kogoś przyślą. A teraz muszę się zbierać. Nie
mam czasu - dodał, gorączkowo zbierając swoje rzeczy z biurka i gasząc
niewypalone cygaro.
- W porządku. Postaram się
jakoś to rozwiązać. Szerokiej drogi, Ronaldzie.
- Liczę na ciebie. Nie zawiedź
mnie - powiedział do komisarza, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Jestem pod
telefonem, ale dzwoń tylko w konieczności. Będę zajęty - obwieścił. Podał
Morawskiemu dłoń na pożegnanie i pospiesznie opuścił biuro. Komisarz rozejrzał
się i westchnął głośno. Wsunął rękę do kieszeni w poszukiwaniu telefonu, po
czym wykręcił numer. Po kilku sygnałach odezwał się głos:
- Tak, słucham panie komisarzu?
- Klinton, ustal, gdzie obecnie
pracuje inspektor Forbes.
- Oczywiście.
- Ach, no i prawdopodobnie
będziesz musiał poszukać w Skandynawii.
- Forbes? Skandynawia?
- Tak, dobrze usłyszałeś. Daj
mi znać, gdy to zrobisz, a teraz wezwij Burzę i powiedz jej, że jedzie ze mną
na ostatnie zdarzenie - obwieścił stanowczo i rozłączył się. Zaciągnął się
kolejny raz i zgasił cygaro, opuszczając biuro komendanta.
Oczywiście, że ktoś tu zagląda! Bardzo cieszę się z Twojego powrotu i już czekam na następny rozdział ;) Jak na razie tylko tyle ode mnie, ale w wolnej chwili na pewno podzielę się swoimi wrażeniami odnośnie do powyższego posta.
OdpowiedzUsuńxo, Rid
Och, jak miło, że chociaż jedna dusza się ujawniła :D Dziękuję bardzo za obecność i komentarz. Miło mi ;) Może tym razem uda mi się jakoś pociągnąć tę historię, zwłaszcza, że mam mnóstwo pomysłów.
Usuń