poniedziałek, 23 września 2019

Rozdział II - Niepokój


            Odkąd w gazetach pojawił się artykuł, dotyczący nieudolności miejscowej policji, komisarz Eryk Morawski nie mógł zasnąć. Już od jakiegoś czasu cierpiał na bezsenność, ale tym razem myśli krążące w jego głowie nie dawały mu spokoju.       Ostatnimi czasy każdej nocy budził się wielokrotnie, po czym wczytywał się w akta prowadzonej sprawy, które dotyczyły morderstwa młodej dziewczyny. Próbował dojrzeć w protokołach czegoś, co pomogłoby mu ruszyć na przód. Był jednak bezsilny i nie mógł sobie z tym poradzić. Młoda kadra funkcjonariuszy policji również wydawała się być bezużyteczna. Komisarz zastanawiał się nad powołaniem specjalnej jednostki, by sprostać tak zawiłej sprawie. Nie mogło ujść na sucho takie przewinienie, jakim było morderstwo. Ktoś musiał zapłacić za śmierć niewinnej dziewczyny. Nie zasługiwała na taki los, pomyślał komisarz, marszcząc brwi.    Wpatrywał się w fotografie z miejsca zbrodni, rozmyślając o swojej córce, która równie dobrze mogłaby być na miejscu ofiary. Morawski starał się przegonić złe myśli i skupić się na sprawie. Mimo to, dziewczyna wciąż była podobna do jego córki i sam zastanawiał się, czy jego dziecko jest teraz bezpieczne. Wydzwaniał do niej wielokrotnie, by upewnić się, że wszystko było w porządku, ale matka dziewczynki zapewniała, że dwunastolatka ma się świetnie.
            Ku jego (nie)szczęściu odnalezione ciało należało do Alicji Montgorzańskiej, młodej nastolatki. Morderca zadał sobie wielu trudu, by pozbyć się wszelkich śladów, czy odcisków. Być może to policja zawiodła przy oględzinach? Może coś przeoczyliśmy, coś naprawdę znikomego, ale jakże istotnego w sprawie? Takie pytania krążyły w głowie komisarza, gdy usilnie przeglądał dokumentację o drugiej nad ranem. Chwycił za stojącą na parapecie butelkę bourbona i nalał do szklanki, a następnie upił porządny łyk, krzywiąc się przy tym. Nie był zwolennikiem alkoholu, ale od czasu do czasu zdarzało mu się wypić odrobinę, gdy coś go trapiło. Lecz tym razem sprawa była poważniejsza i jedna szklanka trunku już nie wystarczała.
            Nazajutrz wieczorową porą komisarz miał spotkać się z komendantem jednostki, który miał udać się na ważną delegację kawał drogi od miasteczka. Odtąd to komisarz miał dowodzić całą sprawą bez konsultacji z przełożonym, z racji bycia zastępcą komendanta. To jeszcze bardziej go przytłaczało, przez co ostatnio. Komisarz musiał sam sobie ze wszystkim poradzić. Sprawa, którą prowadził wciąż ciągnęła się, a komendant liczył na jej szybkie rozwiązanie. Wierzył w Morawskiego i bez wyrzutów sumienia mianował go głównodowodzącym. Morawski zgodził się, gdyż nie miał wyjścia, aczkolwiek nie zdawał sobie sprawy z jakimi obowiązkami to się wiązało. Mimo wszystko przyrzekł, że zrobi wszystko, co w jego mocy, by dorwać winnego i zakończyć sprawę należycie.
- Komisarzu Morwaski! Panie komisarzu! - Rozległ się kobiecy krzyk na korytarzu. Morawski obrócił się na pięcie i przed oczami dostrzegł drobnej bodowy, sierżant Amandę Burza. Zatrzymał się, spoglądając na kobietę. W ręku trzymał kubek z kawą, która nieco rozlała się, gdy odwrócił się w stronę młodej sierżant.
- Cholera jasna, a niech to... - burknął pod nosem, spoglądając na tworzące się na jasnych spodniach plamy. - O co chodzi? Nie mam teraz czasu na żadne pierdoły. Zresztą zobacz, cholerna kawa. Dobrze, że nie była tak gorąco - mruknął, przecierając spodnie. - Spieszę się na spotkanie z komendantem. Dobrze wiesz, że zaraz wyjeżdża - rzucił oschle. Już od samego rana miał jakże zły humor, kiedy to obudził się z lekkim bólem głowy, który jeszcze bardziej potęgował posępny nastrój. Sierżant cofnęła się nieco i otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale zawahała się przez moment, wpatrując się w rozlaną kawę i plamy.
- Chciałam tylko oznajmić, że mamy nowe zgłoszenie. Wisielec. To znaczy… zgon przez powieszenie. Młoda dziewczyna - wymamrotała, unikając kontaktu wzrokowego z komisarzem. On zmarszczył brwi jeszcze bardziej, a na jego czole pojawiła się pokaźna zmarszczka. Podrapał się po głowie i chrząknął.
- Przecież wiecie, co macie robić. Ktoś już tam pojechał, tak? - spytał, bagatelizując sprawę. Miał ważniejsze sprawy na głowie, niż jakiś tam wisielec. Chociaż zastanawiał go fakt, iż sierżant wspomniała o młodej dziewczynie.
- Tak. Komisarz Noel i sierżant Kaszmir są już na miejscu z ekipą. Technicy i lekarz sądowy są w drodze - obwieściła, zerkając ukradkiem na zmęczoną twarz komisarza. Chciała szybko ulotnić się, gdyż wiedziała, że przełożony nie był w nastroju.
- Więc w takim razie, gdzie jest problem? Mam naprawdę ważniejsze sprawy na głowie. Załatwcie to - powiedział i przełknął ostatni łyk zimnej kawy, jaki jeszcze mu pozostał.
- No właśnie o to chodzi, że ofiara została potraktowana w podobny sposób, co poprzednia. Kaszmir wspomniał o ustach, a raczej...
- Co takiego? - przerwał jej wypowiedź, wbijając w nią wzrok. Zdziwił się, przypominając sobie młodą Alicję Montgorzańską, która została uduszona, ale sprawca podciął jej nadgarstki i odciął w dziwny sposób usta. - Jesteś pewna? - Sierżant skinęła głową.
- Tak - rzuciła krótko. - Wyraźne podobieństwo do poprzedniej ofiary.
- Cholera... - syknął Morawski. - Niech ekipa robi, co do niej należy. Zleć w moim imieniu sprawdzenie tego również pod kątem podobieństw do poprzedniej ofiary. Musimy wykluczyć próbę upozorowania podobieństwa. Być może ktoś zrobił tylko taki dowcip, by upodobnić całą sytuację do morderstwa tej dziewczyny. Ustalcie to i dajcie mi znać. Informujcie mnie na bieżąco, gdy czegoś się dowiecie. Ja muszę iść na spotkanie.
- Tak jest.
- Weź Klintona i zajmijcie się przesłuchaniami - obwieścił, po czym udał się na drugie piętro, gdzie oczekiwał go komendant w swoim biurze. Zdenerwowany całą sytuacją i tym, że jego kawa wylądowała na spodniach, powędrował z ponurą miną na rozmowę.
- Eryk, w końcu pokusiłeś się, żeby łaskawie odwiedzić moje biuro. Ja naprawdę się spieszę, a chciałbym wytłumaczyć ci jeszcze pewne kwestie - oświadczył komendant Ros na wejściu i podrapał się po zaroście. Był wysokim, postawnym mężczyzną, prawdopodobnie najwyższym w całym komisariacie. Palił cygara, przez co większość osób nie lubiła przebywać w jego otoczeniu, gdyż buchał dymem jak stara lokomotywa. Teoretycznie palenie na terenie budynku było zakazane, jednak nikt nie chciał wdawać się w konflikty z komendantem. W powietrzu unosiła się mętna łuna od dymu, a sofa i reszta umeblowania przesiąknięta była specyficznym zapachem. Morawski zdążył już przywyknąć, gdyż sam palił papierosy, ale ilość nikotyny w gabinecie komendanta nawet jego czasem przerażała.
- Amanda mnie zatrzymała. Mamy kolejne zgłoszenie - oznajmił spokojnie komisarz i zamknął za sobą drzwi. Komendant zerknął na jego spodnie i uniósł kąciki ust.
- Co z twoimi spodniami? - zagadnął.
- Spieszyłem się - rzucił Morawski i machnął ręką. Nie masz jednego dla mnie? - zapytał, wskazując na cygaro.
- Myślałem, że nie palisz tego szajsu.
- Dzisiaj naszła mnie ochota - obwieścił. Komendant otworzył szufladę, wertując plik dokumentów i po chwili wyjął grube cygaro. - I co powiesz o ostatnim zgłoszeniu?
- Nic na razie nie wskazuje na to, że mamy powiązanie z poprzednią sprawą. Dyżurny przekazał mi informację o wisielcu - powiedział Ros, pakując stosik papierów do teczki. Morawski obawiał się, iż mogło być inaczej, aczkolwiek nie widział sensu, by przekomarzać się przełożonym. Sprawa była w toku, jednak głęboko miał nadzieję, iż to zupełnie inny przypadek.
- No tak, może i masz rację - obwieścił półszeptem. Komendant spojrzał na niego, lustrując jego postać. Morawski zapalił cygaro i zaciągnął się porządnie, wydmuchując chmurę dymu w stronę uchylonego okna.
- Coś kiepsko wyglądasz, Eryku - odparł.
- Ta cholerna sprawa nie daje mi spokoju. Pierwszy raz od kilkunastu przydarzyło mi się coś takiego.
- Nie załamuj mnie, Morawski. Ustaliliście coś w końcu? - spytał przełożony. - Dobrze wiesz, że prasa zasypuje nas pytaniami, a ja nawet nie mam informacji dla rzecznika, Na litość Boską, musicie ruszyć w tej sprawie! - dodał, strzelając teczką o blat biurka, po czym usiadł na krześle.
- Nie dajemy rady. Przesłuchaliśmy już wszystkich powiązanych ze sprawą, mamy narzędzie zbrodni. Stoimy w miejscu, a zagadka jest wciąż nierozwiązana. Brak podejrzanych, jakby zabójca zapadł się pod ziemią. Dziewczyna nie miała żadnych wrogów, była wzorową uczennicą. Żadnych odcisków palców. Tylko specjalista jest zdolny do takich rzeczy. Zaskakuje mnie niewiedza w tej sprawie - odparł komisarz i przetarł oczy, które szczypały go po nieprzespanej nocy. Był jakże zmęczony, ale starał się to ukryć. Niestety bezskutecznie. Jego twarz zdradzała wszystko.
- Jak to sobie teraz wyobrażasz? Obiecałeś mi, że złapiecie tego drania. Pokotów to naprawdę mała dziura, a wkrótce ludzie zaczną się bać wychodzić z domów po zachodzie słońca. Nie może do tego dojść i doskonale o tym wiesz.
- Wiem, Ronaldzie. Myślałem nad powołaniem kogoś, kto pomógłby nam odnaleźć sprawcę - mruknął komisarz, spoglądając na Rosa, który zamyślił się na chwilę.
- Rób, co trzeba. Od teraz ty przejmujesz to gówno. Po moim powrocie chcę zastać komendę w takim porządku, w jakim ją zostawiam, dlatego masz zająć się wszystkim, Eryku - zakomunikował komendant, a następnie rzucił okiem na zegarek, który wskazywał godzinę czternastą pięć. - Jestem spóźniony. Powinienem być już w taksówce. Resztę ważnych rzeczy przekażę ci telefonicznie. Ach, no i żadnych pism do Komendy Głównej. Załatw tę sprawę sam, Morawski. Jak będą chcieli jakieś wyniki, daj im to, czego chcą, albo niech nam kogoś przyślą. A teraz muszę się zbierać. Nie mam czasu - dodał, gorączkowo zbierając swoje rzeczy z biurka i gasząc niewypalone cygaro.
- W porządku. Postaram się jakoś to rozwiązać. Szerokiej drogi, Ronaldzie.
- Liczę na ciebie. Nie zawiedź mnie - powiedział do komisarza, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Jestem pod telefonem, ale dzwoń tylko w konieczności. Będę zajęty - obwieścił. Podał Morawskiemu dłoń na pożegnanie i pospiesznie opuścił biuro. Komisarz rozejrzał się i westchnął głośno. Wsunął rękę do kieszeni w poszukiwaniu telefonu, po czym wykręcił numer. Po kilku sygnałach odezwał się głos:
- Tak, słucham panie komisarzu?
- Klinton, ustal, gdzie obecnie pracuje inspektor Forbes.
- Oczywiście.
- Ach, no i prawdopodobnie będziesz musiał poszukać w Skandynawii.
- Forbes? Skandynawia?
- Tak, dobrze usłyszałeś. Daj mi znać, gdy to zrobisz, a teraz wezwij Burzę i powiedz jej, że jedzie ze mną na ostatnie zdarzenie - obwieścił stanowczo i rozłączył się. Zaciągnął się kolejny raz i zgasił cygaro, opuszczając biuro komendanta.

2 komentarze:

  1. Oczywiście, że ktoś tu zagląda! Bardzo cieszę się z Twojego powrotu i już czekam na następny rozdział ;) Jak na razie tylko tyle ode mnie, ale w wolnej chwili na pewno podzielę się swoimi wrażeniami odnośnie do powyższego posta.
    xo, Rid

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, jak miło, że chociaż jedna dusza się ujawniła :D Dziękuję bardzo za obecność i komentarz. Miło mi ;) Może tym razem uda mi się jakoś pociągnąć tę historię, zwłaszcza, że mam mnóstwo pomysłów.

      Usuń

Będę wdzięczna za każdy komentarz. :) To naprawdę pomaga i motywuje do działania.

Obserwatorzy