środa, 2 października 2019

Rozdział III - Inspektor Forbes


            Jesienne słońce w urokliwym miasteczku Pokotów świeciło wyjątkowo mocno, jak na tę porę roku. Drzewa zaczynały tracić swoje kolorowe liście, a porywisty wiatr rozdmuchiwał je po niebie, które następnie opadały na wszystko wokoło. Ludzie przygotowywali się do corocznego obchodzenia święta Halloween i słynnej miejscowej parady, o czym świadczyły udekorowane ulice i mnóstwo wydrążonych dyni, poustawianych obok wejść do domów. Wszyscy ochoczo zajmowali się przystrajaniem miasteczka na ten szczególny dzień, który miał niebawem nadejść. Bardziej skupiali się na drążeniu dyń, niż kupowaniu zniczy na Święto Zmarłych.
            Aspirant Paweł Modrzewił nie przepadał za tymi śmiesznymi zwyczajami i zawsze krytykował wszelkie wyrazy tego pogańskiego święta. Narzekał na panujący przesyt w miasteczku, który rozpoczynał się z nadejściem października. Świat schodzi na psy. Zachciało im się gównianego, amerykańskiego święta, pomyślał policjant.
            Rozsiadł się wygodnie na miejscu pasażera i spoglądał na drogę, by nie zwracać uwagi na wystrojone z tej okazji alejki oraz domy. Spojrzał na zegarek, którego wskazówki układały się w godzinę dziesiątą dwadzieścia pięć. Zmarszczył brwi, a na jego czole pojawiła się spora zmarszczka. Westchnął głośno i zerknął na swojego partnera, który prowadził samochód, po czym zwrócił się do niego:
- Cholera! Spóźnimy się! Musisz przyspieszyć, Kaszmir - powiedział oschle, kręcąc przy tym głową. Kaszmir był młodym sierżantem, który przeniósł się niedawno z innego miasta i dopiero poznawał okolice, a zarazem chciał się wykazać. Lekko podenerwowany ukradkiem spoglądnął na deskę rozdzielczą, kontrolując godzinę, a zaraz po tym docisnął nieco pedał gazu.
- Oczywiście, panie aspirancie - wymamrotał nerwowo. Starał się wykonywać swoje obowiązki jak najlepiej i być posłusznym swojemu dowódcy, więc i tym razem, nie zważając na przepisy drogowe wykonał pospiesznie rozkaz aspiranta. - Jak pan myśli, kto to będzie?
- Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że to niejaki inspektor Forbes. Morawski był bardzo tajemniczy i nic więcej mi nie powiedział. Mamy pół godziny do przylotu tej ważnej
o s o b i s t o ś c i. Nie chcę, by z góry wydał o nas złą opinię, że nawet nie potrafimy dotrzeć na lotnisko na czas, więc gaz do dechy! - burknął Modrzewił i podparł brodę, przeczesując przy tym gęsty wąs.
            Kaszmir w milczeniu wykonywał rozkazy i próbował jak najszybciej dostać się na lotnisko, które mieściło się niecałą godzinę drogi od Pokotowa. Samochód, którym się poruszali nie należał do najszybszych, jednak był najlepszym w całej komendzie. Chcieli wywrzeć dobre wrażenie, ale już na wstępie o mały włos, a spóźniliby się na przylot inspektora Forbes.
            Zaparkowali samochód w pobliżu miejsca, gdzie miał stawić się samolot. Ku ich szczęściu udało im się dotrzeć kilka minut przed lądowaniem, co ucieszyło aspiranta Modrzewiła.
            Pospiesznie opuścili wóz i udali się do obsługi, która ich wyczekiwała. Kilka minut później samolot lecący ze Sztokholmu wylądował i podjeżdżając, ustawił się na swoje miejsce. Aspirant spoglądał na swój zegarek i strzepnął niewidoczny pył z czarnej kurtki, która opinała brzuch. Młody sierżant stał tuż obok niego, obserwując wejście do samolotu, które samoczynnie otwierało się. Obsługa portu lotniczego montowała specjalne schody. Po krótkiej chwili wszystko było gotowe i stewardessy poczęły wypuszczać pasażerów z pokładu. Policjanci dostrzegli pierwszą pasażerkę. Była nią kobieta o jasnych włosach, sięgających prawie do ramion, czarnych okularach przeciwsłonecznych ze śmiesznym kształtem oprawek, z dużą torebką w prawej dłoni. Odziana w skalisty, długi płaszcz ostrożnie, ale i z płynnością stawiała kroki w butach na wysokim obcasie. Podążali za nią inni podróżujący z niewielkimi walizkami, a wraz z nimi małe dzieciaki. Niektóre z nich płakały, albo krzyczały po przebytej podróży, a inne zaciekawione krajobrazem rozglądały się po okolicy. Kolejną osobą był starszy mężczyzna w towarzystwie wysokiej szatynki, która uśmiechała się do niego zalotnie. Niektórzy bacznie przyglądali się policjantom i zastanawiali się, dlaczego mundurowi pojawili się na lotnisku.
            Kaszmir bacznie obserwował wysiadających ludzi i szepnął coś do ucha aspiranta z uśmiechem na twarzy:
- Ciekawe, jak wygląda ten cały inspektor. Znając Morawskiego, to na pewno jakiś naburmuszony typ - Aspirant uniósł kącik ust i zamyślił się, wyobrażając sobie jakiegoś podstarzałego, a zarazem naburmuszonego mężczyznę, który będzie wydawał im rozkazy przez najbliższe dwa miesiące. Wpatrywał się w wysiadających ludzi, jednak nigdzie nie mógł dostrzec nikogo, kto wpasowałby się w jego wykreowany wzór. Po chwili podeszła do nich kobieta, która wysiadła jako pierwsza. Popatrzyła na Kaszmira, a później spojrzała na aspiranta Modrzewiła.
- Serżant Aleksander Kaszmur i aspirant Paweł Modrzewil? - spytała, zsuwając z nosa ciemne okulary, z trudem wypowiadając nazwisko aspiranta, które było dla niej jakże trudne do wymówienia. Wtedy to można było dostrzec jej delikatną twarz i intensywnie niebieskie oczy. Prezentowała się bardzo elegancko, jak i młodo, jednak z bliska jej cera zdradzała, że była już około po czterdziestce. Modrzewił przełknął nerwowo ślinę, otrząsnął się i kiwnął głową, zerkając na kobietę. Kaszmir stał nieruchomo, wytrzeszczając oczy z niedowierzeniem.
- Tak, zgadza się. Aspirant Modrzewił, a to nasz nowy sierżant, Kaszmir - oświadczył, wskazując na młodego, który wciąż był lekko zszokowany i klepnął młodego policjanta w ramię.
- Inspektor Forbes. Petra Forbes - powiedziała kobieta z lekkim uśmiechem na twarzy i podała dłoń, którą każdy z mężczyzn lekko uścisnął.
- Witamy serdecznie, p a n i inspektor. Mam nadzieję, że podróż upłynęła przyjemnie - zagadnął aspirant. Kobieta poprawiła okulary i rozejrzała się w pobliżu, wypatrując człowieka, który odpowiedzialny był za jej bagaż. Ten podbiegł prędko, wioząc na metalowym wózku dwie spore walizki. Kaszmir i Modrzewił wymienili spojrzenia, wciąż zadziwieni faktem, że owy inspektor okazał się być kobietą i na dodatek urodziwą o zgrabnych umięśnionych nogach.
- Powiedzmy, że tak, ale płaczące dzieci to coś strasznego. Że też uparłam się na klasę ekonomiczną - mruknęła z dziwnym akcentem i skinęła na bagażowego. - To wasz samochód? - dodała, śmiesznie akcentując każde słowo. Bardzo dobrze posługiwała się językiem polskim, jednakże jej akcent zdradzał, że nie była rodowitą Polką.
- Owszem. Kaszmir, bierz się do roboty - oznajmił szorstko Modrzewił. Młody sierżant chwycił za walizki, które ówcześnie odebrał od mężczyzny i pospiesznie ulokował je w bagażniku. Aspirant otworzył tylne drzwi samochodu i gestem zaprosił panią inspektor do środka. Ona kiwnęła głową w podziękowaniu, a następnie zajęła miejsce. Po chwili cała trójka siedziała już w samochodzie, a Kaszmir odpalał silnik. Wyruszyli z lotniska, kierując się w stronę Pokotowa.
- Jak idą postępowania w sprawie? - spytała inspektor, spoglądając przez okno, wpatrując się w mijany krajobraz. Aspirant odchrząknął i wymienił spojrzenie z Kaszmirem.
- Jak na razie jesteśmy w trakcie śledztwa - odparł Modrzewił. - Dzisiaj pojawił się jakiś wisielec.
- Czytałam coś na ten temat w jednej z dzisiejszych gazet, ale i tak chciałabym się temu przyjrzeć. Wszystko może mieć jakiś związek z główną sprawą. Chyba niecodziennie macie takie zdarzenia, prawda? Zresztą Morawski nie wzywałby mnie, gdyby to była jakaś błaha sprawa... Kiedy już dotrzemy na miejsce, proszę o przygotowanie wszelkich akt dla mnie - zakomunikowała inspektor, spoglądając przez okno.
- Oczywiście. Zajmiemy się wszystkim - powiedział aspirant zupełnie łagodnym tonem, co było u niego niezwykłą rzadkością.
- Doskonale. Jak długo potrwa nasza podróż? - spytała kobieta, zerkając na komisarza przez lusterko.
- Niecałą godzinę, ale sierżant Kaszmir postara się, byśmy dotarli tam jak najwcześniej. Zapewne chce pani odpocząć.
- Ależ skąd - rzuciła z lekkim oburzeniem. - Filiżanka mocnej kawy postawi mnie na nogi. Moje bagaże niech ktoś zawiezie do pokoju hotelowego, który podobno został dla mnie przygotowany. Chciałabym od razu zająć się sprawą. Skoro morderca wciąż jest na wolności, jestem święcie przekonana, że niebawem dokona ponownego aktu. Przyjechałam tutaj, by działać, a nie odpoczywać. Nie ma czasu do stracenia - dodała stanowczo, potrząsając burzą pofalowanych włosów.
***
            Kaszmir zaparkował nieoznakowany, policyjny wóz na parkingu tuż za komisariatem, a aspirant wraz z inspektor Forbes wysiedli. Kobieta rozejrzała się wokoło, zdjęła okulary i przyjrzała się bliżej budynkowi miejscowej policji, który prezentował się dość okazale i wywierał pozytywne wrażenie. Kilka lat temu został odnowiony i w końcu przypominał komisariat z prawdziwego zdarzenia. Można było w końcu zapomnieć o czasach PRL-u i starych niedomykających się, skrzypiących szafkach.
- Cóż, szczerze mówiąc, to spodziewałam się czegoś gorszego w tak małym miasteczku. A tutaj takie miłe zaskoczenie. Prawie dorównuje naszym budynkom w Sztokholmie. Ciekawe, czy w środku jest równie przyjemnie - obwieściła Forbes, spoglądając na budynek. Modrzewił uniósł kąciki ust i poprawił swoje wąsy.
- Wewnątrz też wygląda nie najgorzej - mruknął, zmierzając w kierunku wejścia od strefy parkingowej. Kaszmir dołączył do nich i puszczając przodem panią inspektor, weszli do środka. Udali się po schodach i znalazłszy się na pierwszym piętrze, zaprosili gościa do wnętrza sporego pomieszczenia, w którym przesiadywało kilku funkcjonariuszy, oczekujących Forbes. Niektórzy z nich wprowadzali jakieś dane do komputerów, a inni odbierali telefony. Kiedy Forbes pojawiła się w progu, wszyscy skupili na niej swój wzrok, jakby pierwszy raz widzieli kobietę. Zamarli przez moment, wytrzeszczając oczy, podobnie jak Kaszmir, gdy zorientowali się, że stojąca przed nimi jasnowłosa kobieta to ich wyczekiwany gość, który miał pomóc w rozwiązaniu zagadki.
- Proszę mnie przedstawić, panie aspirancie - szepnęła Forbes, nachylając się lekko w stronę Modrzewiła.
- Ależ naturalnie - odpowiedział półszeptem. - Oto inspektor Forbes, pani Petra Forbes z Wydziału Zabójstw, prosto ze Skandynawii. Pomoże nam w rozwikłaniu sprawy, z którą się borykamy. Od teraz ona przejmuje tę sprawę z pomocą komisarza Morawskiego, który niebawem tutaj dotrze, więc wszelkie informacje kierujcie do niej lub do komisarza.
- Witam serdecznie. Postaram się jakoś pomóc, zważywszy na moje doświadczenie, jakie posiadam. Uściślając, pracowałam w Sztokholmie i zajmowałam się naprawdę skomplikowanymi przypadkami w mojej karierze, więc mam nadzieję, że i tym razem uda mi się wam pomóc. Jak zapewne większość z was już zauważyła, mój akcent jest nieco inny, ale mam nadzieję, że szybko się państwo przyzwyczają - oświadczyła pewnie, omiatając wzrokiem całe pomieszczenie, jak i wpatrujących się w nią policjantów. - Już dzisiaj chciałabym dowiedzieć się wszystkiego, co udało się wam ustalić, więc prosiłabym o dostarczenie wszelkich akt, protokołów, raportów od patologa i dokumentacji z tym związanej. Jeżeli ma ktoś jakąś ciekawą teorię na ten temat, proszę o bezpośredni kontakt, bez z w ł o k i. - Uśmiechnęła się groteskowo. - Aspirant Modrzewół - zwróciła się do policjanta, przekręcając jego nazwisko, co wywołało głupie uśmiechy na twarzy paru funkcjonariuszy - wyznaczy kilka osób, które objaśnią mi wszystko  i spotkamy się za kilka minut w sali konferencyjnej, o ile taką posiadacie - dodała i uśmiechnęła ponuro na koniec jej przemówienia. Policjanci szeptali coś do siebie.
- Dziwna babka, ale przynajmniej fajnie popatrzeć na jej nogi - szepnął Kaszmir do Amandy Burza, która siedziała tuż obok niej. Amanda uniosła brew i pokręciła głową.
- Ale zobacz, jak ModrzeWÓŁ biega wokół niej - mruknęła z uśmiechem na ustach, zerkając na aspiranta, który wyraźnie był zachwycony nową osobą na komisariacie.
- Wszystkim się zajmiemy. Zaprowadzę panią teraz do biura, które przygotowaliśmy i właśnie dostałem wiadomość, że komisarz Morawski oczekuje pani - oznajmił Modrzewił, spoglądając na wyświetlacz telefonu.
- Świetnie, zatem ruszajmy - mruknęła i podążyła za policjantem, stukając obcasami o posadzkę. Nie była tam jedyną kobietą, jednak na wstępie można było tak pomyśleć, gdyż wyróżniała się z tłumu. Razem z aspirantem udali się schodami na drugie piętro. Szli wzdłuż korytarza, gdzie na jego końcu znajdowało się biura przygotowane specjalnie na przyjazd inspektor Forbes. Było małe, ale przytulne i wyposażone w niezbędny sprzęt.
            Kobieta rozejrzała się i rzuciła na biurko swoją skórzaną torebkę, po czym poprawiła szkarłatną spódnicę, wyglądając przez okno. Następnie rozejrzała się po pomieszczeniu i spojrzała na drzwi, na których widniał numer 209.
- Gdyby czegoś pani potrzebowała, służę pomocą. A teraz jeśli pani pozwoli, komisarz Morawski jest u siebie - zakomunikował Modrzewił. Forbes opuściła pospiesznie swoje nowe biuro i podeszła do aspiranta, który stał w progu i wskazywał na drzwi obok kolejnym numerem. Zapukał do środka, po czym oznajmił o przybyciu gościa. Zaraz po tym zapewnił inspektor o przygotowaniu spotkania w sali spotkań, jak i zapoznaniu ze sprawą. Ona pochwaliła go za zorganizowanie, a następnie weszła do biura Morawskiego, zamykając za sobą drzwi.
- Petro! Jak miło. Ile to już lat? - Powitał ją komisarz na wejściu, zmierzając w stronę kobiety. Był jakże wysoki, o szpakowatych, dłuższych włosach zaczesanych do tyłu i kilkudniowym, siwiejącym zaroście. Jego twarz wyglądała na przemęczoną, a oczy lekko zaczerwienione, ale mimo to był przystojnym mężczyzną.
- Witaj, Eryku - obwieściła i uniosła lekko kąciki ust. On podszedł do niej i uścisnął jej dłoń. - Ktoś ci już mówił, że wyglądasz strasznie? Tylko mi nie mów, że przez tę sprawę zarywasz noce i chlejesz tą waszą polską gorzałę - dodała, kręcąc głową i usiadła na przeciw jego biurka, a on powrócił na swoje miejsce, uśmiechając się krzywo.
- Aż tak to widać? Wszystko się zgadza, po za gorzałą. Zamieniłem ją na whisky jakiś czas temu - spytał zmieszany i uniósł brwi. Forbes oparła się o krzesło, a gdy się zbliżyła, zapach jej mocnych perfum zmieszał się z nutą cygara.
- Spróbuję jakoś ci pomóc, ale zobaczymy co z tego wyniknie. Z tego co już w Sztokholmie czytałam, to sytuacja jest beznadziejna - obwieściła i usiadła na krześle, krzyżując nogi.
- Cholera, już mam tego po dziurki w nosie. Dzisiaj w nocy kolejny incydent, jak zapewne już słyszałaś. Topielec. Młoda dziewczyna w jeziorze. Wszystko wygląda na samobójstwo, ale sam nie wiem. Porozmawiasz z naszym patologiem, to przedstawi ci cały raport, kiedy skończy. Właśnie wróciłem od niego i poinformowałem, że dzisiaj zawitasz do naszej jednostki - powiedział, splatając ręce i wpatrując się w kobietę. Nie odrywał od niej oczu. Zapamiętał ją taką, jaka była za młodu, kiedy poznał ją dwadzieścia lat temu podczas służbowego wyjazdu do stolicy. Była wtedy młodą policjantką, która odwiedzała w Polsce swojego schorowanego ojca. Los zetknął ich ze sobą na kilka spotkań, zanim jeszcze poznał swoją (obecnie byłą) żonę.
- Chętnie z nim porozmawiam, gdy zapoznam się ze wszystkim. Potrzebuję też jakiegoś asystenta. Najlepiej jakąś młodą osobę, byleby nie faceta - mruknęła, unosząc kąciki ust. - Z tego co zaobserwowałam, to nie raczyłeś poinformować swoich policjantów, że spodziewają się kobiety. Patrzyli na mnie z takimi wielkimi oczami, że zastanawiałam się, czy aby to na pewno twoi policjanci - dodała i zaśmiała się, kręcąc przy tym głową.
- Zgadza się. Wspomniałem im tylko o inspektorze - rzekł, uśmiechając się od ucha do ucha, a kilka zmarszczek pojawiło się na jego twarzy. Wtedy to uświadomił sobie, od jak dawna się nie uśmiechał. - Szkoda, że nie widziałem ich min.
- Naprawdę przez chwilę czułam się dość dziwnie. Na szczęście zdążyłam się przyzwyczaić, że w naszym zawodzie jest więcej facetów, a oni zawsze z góry patrzą na nas - kobiety, zwłaszcza jeżeli zajmują wyższe stanowisko.
- Nic się nie zmieniłaś, Petro.
- Uznam to za komplement. Ty też w ogóle się nie starzejesz. Może nieco włosy zmieniają kolor, ale to tylko dodaje ci uroku - powiedziała, lustrując Morawskiego od stóp do głów.
- Włosy… to przez tę robotę. Wiesz, jak jest. Aktualnie spotykam się z czymś takim, że sam sobie zaprzeczam. To niedorzeczne, iż takie rzeczy dzieją się w Pokotowie. Zwykle było to spokojnie miasto, a od jakiegoś czasu ludzie boją się puszczać dzieci do szkoły, zaraz nie będą wychodzić z domów. Nie dajemy sobie z tym rady - obwieścił i przetarł sfatygowane oczy. Wyglądał naprawdę kiepsko. - Na dodatek ci cholerni dziennikarze - dodał, rzucając gazetą, na której pierwszej stronie znajdował się szydzący nagłówek odnoszący się do miejscowej policji.
- Nie wzywałbyś mnie tutaj, gdyby znalazł się ktoś, kto potrafi rozwikłać tę sprawę.
- W rzeczy samej. Jestem ci niezwykle wdzięczny, że zgodziłaś się nam pomóc - powiedział półszeptem, przecierając oczy.
- Telefon w twoim imieniu mnie nie przekonał. Od razu pomyślałam sobie: nie ma mowy. Mam tyle roboty w Sztokholmie, że nie wiem do czego ręce włożyć, ale kiedy odczytałam ten list, nie wiem dlaczego zmieniłam zdanie. Zresztą znasz mnie. Zawsze przyciągały mnie dziwne sprawy, które wydają się nie do rozwikłania - odparła i poprawiła opadające na twarz włosy.
- No tak, faktycznie. Cała ty - mruknął komisarz i uniósł kącik ust. - Jestem ci dozgonnie wdzięczny.
- Daj spokój. Będziesz dziękował, gdy uda nam się coś zdziałać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będę wdzięczna za każdy komentarz. :) To naprawdę pomaga i motywuje do działania.

Obserwatorzy