Jesienne słońce w urokliwym miasteczku Pokotów świeciło
wyjątkowo mocno, jak na tę porę roku. Drzewa zaczynały tracić swoje kolorowe
liście, a porywisty wiatr rozdmuchiwał je po niebie, które następnie opadały na
wszystko wokoło. Ludzie przygotowywali się do corocznego obchodzenia święta Halloween
i słynnej miejscowej parady, o czym świadczyły udekorowane ulice i mnóstwo
wydrążonych dyni, poustawianych obok wejść do domów. Wszyscy ochoczo zajmowali
się przystrajaniem miasteczka na ten szczególny dzień, który miał niebawem
nadejść. Bardziej skupiali się na drążeniu dyń, niż kupowaniu zniczy na Święto
Zmarłych.
Aspirant Paweł Modrzewił nie przepadał za tymi śmiesznymi
zwyczajami i zawsze krytykował wszelkie wyrazy tego pogańskiego święta. Narzekał
na panujący przesyt w miasteczku, który rozpoczynał się z nadejściem
października. Świat schodzi na psy.
Zachciało im się gównianego, amerykańskiego święta, pomyślał policjant.
Rozsiadł się wygodnie na miejscu pasażera i spoglądał na
drogę, by nie zwracać uwagi na wystrojone z tej okazji alejki oraz domy. Spojrzał
na zegarek, którego wskazówki układały się w godzinę dziesiątą dwadzieścia
pięć. Zmarszczył brwi, a na jego czole pojawiła się spora zmarszczka. Westchnął
głośno i zerknął na swojego partnera, który prowadził samochód, po czym zwrócił
się do niego:
- Cholera! Spóźnimy się! Musisz
przyspieszyć, Kaszmir - powiedział oschle, kręcąc przy tym głową. Kaszmir był
młodym sierżantem, który przeniósł się niedawno z innego miasta i dopiero
poznawał okolice, a zarazem chciał się wykazać. Lekko podenerwowany ukradkiem
spoglądnął na deskę rozdzielczą, kontrolując godzinę, a zaraz po tym docisnął
nieco pedał gazu.
- Oczywiście, panie aspirancie
- wymamrotał nerwowo. Starał się wykonywać swoje obowiązki jak najlepiej i być
posłusznym swojemu dowódcy, więc i tym razem, nie zważając na przepisy drogowe
wykonał pospiesznie rozkaz aspiranta. - Jak pan myśli, kto to będzie?
- Nie mam pojęcia. Wiem tylko,
że to niejaki inspektor Forbes. Morawski był bardzo tajemniczy i nic więcej mi
nie powiedział. Mamy pół godziny do przylotu tej ważnej
o s o b i s t o ś c i. Nie chcę, by z góry wydał o nas złą opinię, że nawet nie potrafimy dotrzeć na lotnisko na czas, więc gaz do dechy! - burknął Modrzewił i podparł brodę, przeczesując przy tym gęsty wąs.
o s o b i s t o ś c i. Nie chcę, by z góry wydał o nas złą opinię, że nawet nie potrafimy dotrzeć na lotnisko na czas, więc gaz do dechy! - burknął Modrzewił i podparł brodę, przeczesując przy tym gęsty wąs.
Kaszmir w milczeniu wykonywał rozkazy i próbował jak
najszybciej dostać się na lotnisko, które mieściło się niecałą godzinę drogi od
Pokotowa. Samochód, którym się poruszali nie należał do najszybszych, jednak
był najlepszym w całej komendzie. Chcieli wywrzeć dobre wrażenie, ale już na
wstępie o mały włos, a spóźniliby się na przylot inspektora Forbes.
Zaparkowali samochód w pobliżu miejsca, gdzie miał stawić
się samolot. Ku ich szczęściu udało im się dotrzeć kilka minut przed lądowaniem,
co ucieszyło aspiranta Modrzewiła.
Pospiesznie opuścili wóz i udali się do obsługi, która
ich wyczekiwała. Kilka minut później samolot lecący ze Sztokholmu wylądował i
podjeżdżając, ustawił się na swoje miejsce. Aspirant spoglądał na swój zegarek
i strzepnął niewidoczny pył z czarnej kurtki, która opinała brzuch. Młody
sierżant stał tuż obok niego, obserwując wejście do samolotu, które samoczynnie
otwierało się. Obsługa portu lotniczego montowała specjalne schody. Po krótkiej
chwili wszystko było gotowe i stewardessy poczęły wypuszczać pasażerów z
pokładu. Policjanci dostrzegli pierwszą pasażerkę. Była nią kobieta o jasnych
włosach, sięgających prawie do ramion, czarnych okularach przeciwsłonecznych ze
śmiesznym kształtem oprawek, z dużą torebką w prawej dłoni. Odziana w skalisty,
długi płaszcz ostrożnie, ale i z płynnością stawiała kroki w butach na wysokim
obcasie. Podążali za nią inni podróżujący z niewielkimi walizkami, a wraz z
nimi małe dzieciaki. Niektóre z nich płakały, albo krzyczały po przebytej
podróży, a inne zaciekawione krajobrazem rozglądały się po okolicy. Kolejną
osobą był starszy mężczyzna w towarzystwie wysokiej szatynki, która uśmiechała
się do niego zalotnie. Niektórzy bacznie przyglądali się policjantom i
zastanawiali się, dlaczego mundurowi pojawili się na lotnisku.
Kaszmir bacznie obserwował wysiadających ludzi i szepnął
coś do ucha aspiranta z uśmiechem na twarzy:
- Ciekawe, jak wygląda ten cały
inspektor. Znając Morawskiego, to na pewno jakiś naburmuszony typ - Aspirant
uniósł kącik ust i zamyślił się, wyobrażając sobie jakiegoś podstarzałego, a
zarazem naburmuszonego mężczyznę, który będzie wydawał im rozkazy przez
najbliższe dwa miesiące. Wpatrywał się w wysiadających ludzi, jednak nigdzie
nie mógł dostrzec nikogo, kto wpasowałby się w jego wykreowany wzór. Po chwili
podeszła do nich kobieta, która wysiadła jako pierwsza. Popatrzyła na Kaszmira,
a później spojrzała na aspiranta Modrzewiła.
- Serżant Aleksander Kaszmur i aspirant
Paweł Modrzewil? - spytała, zsuwając z nosa ciemne okulary, z trudem
wypowiadając nazwisko aspiranta, które było dla niej jakże trudne do
wymówienia. Wtedy to można było dostrzec jej delikatną twarz i intensywnie
niebieskie oczy. Prezentowała się bardzo elegancko, jak i młodo, jednak z
bliska jej cera zdradzała, że była już około po czterdziestce. Modrzewił
przełknął nerwowo ślinę, otrząsnął się i kiwnął głową, zerkając na kobietę. Kaszmir
stał nieruchomo, wytrzeszczając oczy z niedowierzeniem.
- Tak, zgadza się. Aspirant
Modrzewił, a to nasz nowy sierżant, Kaszmir - oświadczył, wskazując na młodego,
który wciąż był lekko zszokowany i klepnął młodego policjanta w ramię.
- Inspektor Forbes. Petra
Forbes - powiedziała kobieta z lekkim uśmiechem na twarzy i podała dłoń, którą
każdy z mężczyzn lekko uścisnął.
- Witamy serdecznie, p a n i inspektor.
Mam nadzieję, że podróż upłynęła przyjemnie - zagadnął aspirant. Kobieta
poprawiła okulary i rozejrzała się w pobliżu, wypatrując człowieka, który
odpowiedzialny był za jej bagaż. Ten podbiegł prędko, wioząc na metalowym wózku
dwie spore walizki. Kaszmir i Modrzewił wymienili spojrzenia, wciąż zadziwieni
faktem, że owy inspektor okazał się być kobietą i na dodatek urodziwą o
zgrabnych umięśnionych nogach.
- Powiedzmy, że tak, ale
płaczące dzieci to coś strasznego. Że też uparłam się na klasę ekonomiczną -
mruknęła z dziwnym akcentem i skinęła na bagażowego. - To wasz samochód? -
dodała, śmiesznie akcentując każde słowo. Bardzo dobrze posługiwała się
językiem polskim, jednakże jej akcent zdradzał, że nie była rodowitą Polką.
- Owszem. Kaszmir, bierz się do
roboty - oznajmił szorstko Modrzewił. Młody sierżant chwycił za walizki, które
ówcześnie odebrał od mężczyzny i pospiesznie ulokował je w bagażniku. Aspirant
otworzył tylne drzwi samochodu i gestem zaprosił panią inspektor do środka. Ona
kiwnęła głową w podziękowaniu, a następnie zajęła miejsce. Po chwili cała
trójka siedziała już w samochodzie, a Kaszmir odpalał silnik. Wyruszyli z
lotniska, kierując się w stronę Pokotowa.
- Jak idą postępowania w
sprawie? - spytała inspektor, spoglądając przez okno, wpatrując się w mijany
krajobraz. Aspirant odchrząknął i wymienił spojrzenie z Kaszmirem.
- Jak na razie jesteśmy w trakcie
śledztwa - odparł Modrzewił. - Dzisiaj pojawił się jakiś wisielec.
- Czytałam coś na ten temat w
jednej z dzisiejszych gazet, ale i tak chciałabym się temu przyjrzeć. Wszystko
może mieć jakiś związek z główną sprawą. Chyba niecodziennie macie takie
zdarzenia, prawda? Zresztą Morawski nie wzywałby mnie, gdyby to była jakaś
błaha sprawa... Kiedy już dotrzemy na miejsce, proszę o przygotowanie wszelkich
akt dla mnie - zakomunikowała inspektor, spoglądając przez okno.
- Oczywiście. Zajmiemy się
wszystkim - powiedział aspirant zupełnie łagodnym tonem, co było u niego
niezwykłą rzadkością.
- Doskonale. Jak długo potrwa
nasza podróż? - spytała kobieta, zerkając na komisarza przez lusterko.
- Niecałą godzinę, ale sierżant
Kaszmir postara się, byśmy dotarli tam jak najwcześniej. Zapewne chce pani
odpocząć.
- Ależ skąd - rzuciła z lekkim
oburzeniem. - Filiżanka mocnej kawy postawi mnie na nogi. Moje bagaże niech
ktoś zawiezie do pokoju hotelowego, który podobno został dla mnie przygotowany.
Chciałabym od razu zająć się sprawą. Skoro morderca wciąż jest na wolności,
jestem święcie przekonana, że niebawem dokona ponownego aktu. Przyjechałam
tutaj, by działać, a nie odpoczywać. Nie ma czasu do stracenia - dodała
stanowczo, potrząsając burzą pofalowanych włosów.
***
Kaszmir zaparkował nieoznakowany, policyjny wóz na
parkingu tuż za komisariatem, a aspirant wraz z inspektor Forbes wysiedli.
Kobieta rozejrzała się wokoło, zdjęła okulary i przyjrzała się bliżej budynkowi
miejscowej policji, który prezentował się dość okazale i wywierał pozytywne wrażenie.
Kilka lat temu został odnowiony i w końcu przypominał komisariat z prawdziwego
zdarzenia. Można było w końcu zapomnieć o czasach PRL-u i starych
niedomykających się, skrzypiących szafkach.
- Cóż, szczerze mówiąc, to
spodziewałam się czegoś gorszego w tak małym miasteczku. A tutaj takie miłe
zaskoczenie. Prawie dorównuje naszym budynkom w Sztokholmie. Ciekawe, czy w
środku jest równie przyjemnie - obwieściła Forbes, spoglądając na budynek. Modrzewił
uniósł kąciki ust i poprawił swoje wąsy.
- Wewnątrz też wygląda nie
najgorzej - mruknął, zmierzając w kierunku wejścia od strefy parkingowej. Kaszmir
dołączył do nich i puszczając przodem panią inspektor, weszli do środka. Udali
się po schodach i znalazłszy się na pierwszym piętrze, zaprosili gościa do
wnętrza sporego pomieszczenia, w którym przesiadywało kilku funkcjonariuszy,
oczekujących Forbes. Niektórzy z nich wprowadzali jakieś dane do komputerów, a
inni odbierali telefony. Kiedy Forbes pojawiła się w progu, wszyscy skupili na
niej swój wzrok, jakby pierwszy raz widzieli kobietę. Zamarli przez moment,
wytrzeszczając oczy, podobnie jak Kaszmir, gdy zorientowali się, że stojąca
przed nimi jasnowłosa kobieta to ich wyczekiwany gość, który miał pomóc w
rozwiązaniu zagadki.
- Proszę mnie przedstawić, panie
aspirancie - szepnęła Forbes, nachylając się lekko w stronę Modrzewiła.
- Ależ naturalnie -
odpowiedział półszeptem. - Oto inspektor Forbes, pani Petra Forbes z Wydziału
Zabójstw, prosto ze Skandynawii. Pomoże nam w rozwikłaniu sprawy, z którą się
borykamy. Od teraz ona przejmuje tę sprawę z pomocą komisarza Morawskiego,
który niebawem tutaj dotrze, więc wszelkie informacje kierujcie do niej lub do
komisarza.
- Witam serdecznie. Postaram
się jakoś pomóc, zważywszy na moje doświadczenie, jakie posiadam. Uściślając, pracowałam
w Sztokholmie i zajmowałam się naprawdę skomplikowanymi przypadkami w mojej
karierze, więc mam nadzieję, że i tym razem uda mi się wam pomóc. Jak zapewne
większość z was już zauważyła, mój akcent jest nieco inny, ale mam nadzieję, że
szybko się państwo przyzwyczają - oświadczyła pewnie, omiatając wzrokiem całe
pomieszczenie, jak i wpatrujących się w nią policjantów. - Już dzisiaj
chciałabym dowiedzieć się wszystkiego, co udało się wam ustalić, więc
prosiłabym o dostarczenie wszelkich akt, protokołów, raportów od patologa i
dokumentacji z tym związanej. Jeżeli ma ktoś jakąś ciekawą teorię na ten temat,
proszę o bezpośredni kontakt, bez z w ł o k i. - Uśmiechnęła się groteskowo. -
Aspirant Modrzewół - zwróciła się do policjanta, przekręcając jego nazwisko, co
wywołało głupie uśmiechy na twarzy paru funkcjonariuszy - wyznaczy kilka osób,
które objaśnią mi wszystko i spotkamy
się za kilka minut w sali konferencyjnej, o ile taką posiadacie - dodała i
uśmiechnęła ponuro na koniec jej przemówienia. Policjanci szeptali coś do
siebie.
- Dziwna babka, ale
przynajmniej fajnie popatrzeć na jej nogi - szepnął Kaszmir do Amandy Burza,
która siedziała tuż obok niej. Amanda uniosła brew i pokręciła głową.
- Ale zobacz, jak ModrzeWÓŁ
biega wokół niej - mruknęła z uśmiechem na ustach, zerkając na aspiranta, który
wyraźnie był zachwycony nową osobą na komisariacie.
- Wszystkim się zajmiemy.
Zaprowadzę panią teraz do biura, które przygotowaliśmy i właśnie dostałem
wiadomość, że komisarz Morawski oczekuje pani - oznajmił Modrzewił, spoglądając
na wyświetlacz telefonu.
- Świetnie, zatem ruszajmy -
mruknęła i podążyła za policjantem, stukając obcasami o posadzkę. Nie była tam
jedyną kobietą, jednak na wstępie można było tak pomyśleć, gdyż wyróżniała się
z tłumu. Razem z aspirantem udali się schodami na drugie piętro. Szli wzdłuż
korytarza, gdzie na jego końcu znajdowało się biura przygotowane specjalnie na
przyjazd inspektor Forbes. Było małe, ale przytulne i wyposażone w niezbędny
sprzęt.
Kobieta rozejrzała się i rzuciła na biurko swoją skórzaną
torebkę, po czym poprawiła szkarłatną spódnicę, wyglądając przez okno.
Następnie rozejrzała się po pomieszczeniu i spojrzała na drzwi, na których
widniał numer 209.
- Gdyby czegoś pani
potrzebowała, służę pomocą. A teraz jeśli pani pozwoli, komisarz Morawski jest
u siebie - zakomunikował Modrzewił. Forbes opuściła pospiesznie swoje nowe
biuro i podeszła do aspiranta, który stał w progu i wskazywał na drzwi obok kolejnym
numerem. Zapukał do środka, po czym oznajmił o przybyciu gościa. Zaraz po tym
zapewnił inspektor o przygotowaniu spotkania w sali spotkań, jak i zapoznaniu
ze sprawą. Ona pochwaliła go za zorganizowanie, a następnie weszła do biura Morawskiego,
zamykając za sobą drzwi.
- Petro! Jak miło. Ile to już
lat? - Powitał ją komisarz na wejściu, zmierzając w stronę kobiety. Był jakże
wysoki, o szpakowatych, dłuższych włosach zaczesanych do tyłu i kilkudniowym,
siwiejącym zaroście. Jego twarz wyglądała na przemęczoną, a oczy lekko
zaczerwienione, ale mimo to był przystojnym mężczyzną.
- Witaj, Eryku - obwieściła i
uniosła lekko kąciki ust. On podszedł do niej i uścisnął jej dłoń. - Ktoś ci
już mówił, że wyglądasz strasznie? Tylko mi nie mów, że przez tę sprawę
zarywasz noce i chlejesz tą waszą polską gorzałę - dodała, kręcąc głową i
usiadła na przeciw jego biurka, a on powrócił na swoje miejsce, uśmiechając się
krzywo.
- Aż tak to widać? Wszystko się
zgadza, po za gorzałą. Zamieniłem ją na whisky jakiś czas temu - spytał zmieszany
i uniósł brwi. Forbes oparła się o krzesło, a gdy się zbliżyła, zapach jej
mocnych perfum zmieszał się z nutą cygara.
- Spróbuję jakoś ci pomóc, ale
zobaczymy co z tego wyniknie. Z tego co już w Sztokholmie czytałam, to sytuacja
jest beznadziejna - obwieściła i usiadła na krześle, krzyżując nogi.
- Cholera, już mam tego po
dziurki w nosie. Dzisiaj w nocy kolejny incydent, jak zapewne już słyszałaś.
Topielec. Młoda dziewczyna w jeziorze. Wszystko wygląda na samobójstwo, ale sam
nie wiem. Porozmawiasz z naszym patologiem, to przedstawi ci cały raport, kiedy
skończy. Właśnie wróciłem od niego i poinformowałem, że dzisiaj zawitasz do
naszej jednostki - powiedział, splatając ręce i wpatrując się w kobietę. Nie
odrywał od niej oczu. Zapamiętał ją taką, jaka była za młodu, kiedy poznał ją
dwadzieścia lat temu podczas służbowego wyjazdu do stolicy. Była wtedy młodą
policjantką, która odwiedzała w Polsce swojego schorowanego ojca. Los zetknął
ich ze sobą na kilka spotkań, zanim jeszcze poznał swoją (obecnie byłą) żonę.
- Chętnie z nim porozmawiam,
gdy zapoznam się ze wszystkim. Potrzebuję też jakiegoś asystenta. Najlepiej
jakąś młodą osobę, byleby nie faceta - mruknęła, unosząc kąciki ust. - Z tego
co zaobserwowałam, to nie raczyłeś poinformować swoich policjantów, że
spodziewają się kobiety. Patrzyli na mnie z takimi wielkimi oczami, że
zastanawiałam się, czy aby to na pewno twoi policjanci - dodała i zaśmiała się,
kręcąc przy tym głową.
- Zgadza się. Wspomniałem im
tylko o inspektorze - rzekł, uśmiechając się od ucha do ucha, a kilka
zmarszczek pojawiło się na jego twarzy. Wtedy to uświadomił sobie, od jak dawna
się nie uśmiechał. - Szkoda, że nie widziałem ich min.
- Naprawdę przez chwilę czułam
się dość dziwnie. Na szczęście zdążyłam się przyzwyczaić, że w naszym zawodzie
jest więcej facetów, a oni zawsze z góry patrzą na nas - kobiety, zwłaszcza
jeżeli zajmują wyższe stanowisko.
- Nic się nie zmieniłaś, Petro.
- Uznam to za komplement. Ty
też w ogóle się nie starzejesz. Może nieco włosy zmieniają kolor, ale to tylko
dodaje ci uroku - powiedziała, lustrując Morawskiego od stóp do głów.
- Włosy… to przez tę robotę.
Wiesz, jak jest. Aktualnie spotykam się z czymś takim, że sam sobie zaprzeczam.
To niedorzeczne, iż takie rzeczy dzieją się w Pokotowie. Zwykle było to
spokojnie miasto, a od jakiegoś czasu ludzie boją się puszczać dzieci do
szkoły, zaraz nie będą wychodzić z domów. Nie dajemy sobie z tym rady -
obwieścił i przetarł sfatygowane oczy. Wyglądał naprawdę kiepsko. - Na dodatek
ci cholerni dziennikarze - dodał, rzucając gazetą, na której pierwszej stronie
znajdował się szydzący nagłówek odnoszący się do miejscowej policji.
- Nie wzywałbyś mnie tutaj,
gdyby znalazł się ktoś, kto potrafi rozwikłać tę sprawę.
- W rzeczy samej. Jestem ci
niezwykle wdzięczny, że zgodziłaś się nam pomóc - powiedział półszeptem,
przecierając oczy.
- Telefon w twoim imieniu mnie
nie przekonał. Od razu pomyślałam sobie: nie ma mowy. Mam tyle roboty w Sztokholmie,
że nie wiem do czego ręce włożyć, ale kiedy odczytałam ten list, nie wiem
dlaczego zmieniłam zdanie. Zresztą znasz mnie. Zawsze przyciągały mnie dziwne
sprawy, które wydają się nie do rozwikłania - odparła i poprawiła opadające na
twarz włosy.
- No tak, faktycznie. Cała ty -
mruknął komisarz i uniósł kącik ust. - Jestem ci dozgonnie wdzięczny.
- Daj spokój. Będziesz
dziękował, gdy uda nam się coś zdziałać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będę wdzięczna za każdy komentarz. :) To naprawdę pomaga i motywuje do działania.